piątek, 25 kwietnia 2014

Melbourne

Melbourne, pomimo deszczu, mżawki czy też pochmurnego nieba - bardzo mi się podobało !
Jeśli tylko będę miała możliwość chętnie wrócę tam na kilka dni :)
Zatrzymałam się u znajomej z Dublina - Anna która mieszkała z swoją żoną (zalegalizowany związek w IE, Australia nie uznaje ich partnerstwa-pomimo tego iż w Canberze można legalnie zawierać małżeństwa osobników tej samej płci).
" Melbourne - stolica Wiktorii. Miasto zostało założone w 1835 roku jako stowarzyszenie farmerów. Początkowo była to spokojna osada, aż do czasów „Wiktoriańskiej Gorączki Złota” (lata 50-te XIX wieku), kiedy to Melbourne stało się jednym z największych i najbardziej znaczących miast w Australii. Od 1901 roku było stolicą kraju. W 1927 roku stolice przeniesiono do Canberry. Dziś Melbourne stanowi ogromną aglomerację, gdzie przeplatają się stare, historyczne budynki, oraz nowoczesne wieżowce."




Melbourne szczyci się swoimi muzeami i galeriami, z których najpopularniejszymi są Melbourne Museum, National Gallery of Victoria i Victorian Arts Centre.

Obok, jedna z instalacji w Melbourne Muzeum, poruszająca się w rytm muzyki, opowiadająca historię aborygeńską po ang.i aborygeńsku. 



Dla mnie Melbourne jest bardziej klimatyczne niż Sydney. Ma tramwaje, co nadaje mu jakiegoś charakteru- w wyznaczonych porach, po centrum możesz przejechać się bezpłatnym, tramwajem. Jest on skierowany do turystów- jest speaker który mówi co się znajduje w okolicy danego przystanku; niestety potrafi też być bardzo zatłoczony ;/ jechałam kilkoma tramwajami- w większości były to stare, ale dobrze zachowane :)

magiczna linia 35 :)



Choć jak już wspomniałam pogoda nie do końca dopisała, to nie przeszkodziło mi to w zwiedzaniu Melbourne, a było gdzie chodzić. W porównaniu z Sydney Melbourne ma więcej różnych ciekawych budynków starej zabudowy. Przepiękne arkady, pełno małych uliczek- które podczas lunchu kwitną - niekiedy z trudem się przechodziło-  zapachy aż kusiły, żeby usiąść i coś zamówić :>


No i nie powiem, zjadłam kilka pysznych rzeczy i miałam okazje wypić przepyszną kokosową,gorącą czekoladę w kawiarni Max Brennan (choć nie widziałam w europie, gdybyście kiedyś zobaczyli tą nazwę- polecam!)
moje pierwsze jedzonko w Melbourne- Anna-mój gospodarz wybierał miejsce :)
moja-przepyszna kokosowa czekolada, różne praliny do spróbowania i klasyczna gorąca czekolada- to już wybór Sary- zresztą ona mnie do tego miejsca przyprowadziła :)





 Biblioteka w Melbourne jest bardzo ciekawym miejscem -sam budynek jest interesujący. Można tu zobaczyć bezpłatne,różne sezonowe wystawy jak stałą wystawę poświęconą Ned Kelly. Australijski bandyta, po śmierci którego okazało się, że może nie był z niego taki bandyta jak wskazywały naciągnę dowodowy. Znajduje się tutaj domowej roboty zbroja którą miał na sobie podczas schwytania- waż jedyne 44kg. Była na tyle gruba , że nie mogły ja przebić ówczesne pociski z broni palnej. Został pojmany po trafieniach w nogi, których zbroja nie chroniła. Powieszony w 1880r.
 
 "Herb Australii został nadany w 1912 roku przez króla Jerzego V. Sześciopolową tarczę z herbami stanów, otoczonymi boridurą gronostajową podtrzymują kangur i emu. Nad nią, na niebiesko-złotym zwoju, umieszczona jest siedmioramienna złota gwiazda. Za tarczą i zwierzętami umieszczone są kwitnące gałęzie australijskiej akacji. Pod tarczą wstęga z napisem nazwy państwa.
W niektórych restauracjach podawane jest danie nazywane Coat of Arms (czyli po prostu herb) zazwyczaj są to dwa kawałki mięsa: kangurze po lewej stronie talerza, emu po prawej stronie i sałatka lub warzywa pośrodku."


Graffity w Melbourne to już atrakcja turystyczna :) można je znaleźć na kilku ulicach. Fajny sposób ożywienia, czasami ponurych, starych budynków jak i sposób pokazania swoich artystycznych uzdolnień.
Smutne czy też nie- graffity są zamalowywane przez inne graffity w ciągu krótkiego czasu- może to być kwestia dni, tygodnia.
Jeśli uda mi się zawitać jeszcze do Melbourne tych rysunków może już nie być. 









W Melbourne skorzystałam z bezpłatnego oprowadzania oferowanego w bardzo dobrze zorganizowanym, punkcie inf.turystycznej:)
Grupa składała się z 4osób+ przewodnik. Krótki przedstawienie się sobie- powiedzieliśmy co nas interesuje i tak nasz trasa została dopasowana.
Zaczeliśmy od 'Graffity', później byliśmy w różnych miejscach- Chinatown, muzeum ANZ, najstarszy pub. W niektórych miejscach przechodziliśmy i słuchaliśmy inf.o atrakcji- później ewentualnie mogliśmy tam w własnym zakresie wrócić.







Jednym z miejsc które odwiedziliśmy była galeria sztuki aborygeńskiej. 
Znajoma naszego przewodnika opowiedziała nam trochę o tym jak żyła kilka lat, w wiosce aborygeńskiej w środku Australii. O tym co bardzo u nich lubiła- zapał do sportu i o tym, że nasze kultury dzieli duża różnica. Jak również to, że aborygeni mają duży problem z alkoholizmem- z tego powodu jest wśród nich duże bezrobocie i patologia rodzinna.

Po około 3godzinnym zwiedzaniu wróciliśmy na popularne Federation Square, nowoczesny plac, gdzie odbywają się liczne festiwale i imprezy. Tuż obok znajduje się zabytkowa stacja kolejowa Finders Street Station.
Na Federation Square znajduje się punkt inf.turystycznej- są bardzo dobrze zorganizowani. Mają wszelakiego rodzaju broszury, mapki; pracowników którzy odp. na pytania czy też podpowiedzą 'co i jak'; pamiątki. Na wspomniane 'oprowadzanie' zapisałam się 2dni wcześniej.




Obok jedno z wielu złotych znaków które można znaleźć w Melbourne. Jest to oznaczenia atrakcji turystycznej znajdującej się w pobliżu. Na niektórych budynkach jest też dodatkowo niebieska tabliczka w bardziej wyczerpującą inf.na temat danego miejsca.


Melbourne zwiedzałam też z Sara, wybrałyśmy się do Queen Victoria Market gdzie można kupić wszystko. Pamiątki, ciuchy, rzeczy codziennego użytku, jedzenie-świeże warzywa i owoce czy też produkty z zagranicy- typu polskie smakołyki :) 
Kupiłam Sarze tiki taka i kasztanka :) siebie rozpieściłam pączkiem :)









Ja i Sara-choć niestety nie widać znajdujemy się na 35 piętrze hotelu Sofitel- punkt widokowy- dla wtajemniczonych ;) 
Melbourne nocą. 






poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Pierwsza objazdówka :)

12 dni temu wróciłam z swojej pierwszej objazdówki :)
Wrażenia pozytywne, sytuacje były różne, towarzystwo- nie mam na co narzekać ;)
Wyruszyliśmy z Melbourne- naszą trasę zaczęliśmy od drugiej strony niż plan początkowy zakładał- od Parku Narodowego Grampiany. Pasmo górskie znajdujące się w stanie Victoria. Piękne widoki na miejscu i po drodze do- przyzwyczaiłam się do oceanu, plaży a tutaj łąki, pola i lasy:)
Na miejscu niestety okazało się, że w związku z pożarem który miał miejsce w styczniu część parku jest zamknięta ;/ tak więc wszystkich atrakcji nie zobaczyliśmy- udało nam się zobaczyć pierwszego kangura-na wolności i kilka punktów widokowych.
Spaliśmy w miejscowości Dimboola- miasto czy też pozostałości miasta po gorączce złota.
Nasz 'hotel' lata swojej świetności miał za sobą - Raphaelowi skojarzył się z akcją jakiegoś horroru- nie wiem dlaczego ale stwierdził, że po noc w nim przeżyje tylko ja. Przeżyliśmy wszyscy :)

Niespodzianka na drodze :)
W następny dzień( przejechane mniej więcej 800km), dotarliśmy do Barossa Valley - winna dolina :)
Zdążyliśmy się wybrać do jednej winnicy -Elderton.
Spróbowaliśmy kilku win - rozochociłam się z Sara-
 dziewczyna zna się na winach i przygotowałyśmy sobie wieczór z winem i serami :)

Rafael jak się okazało nie był zainteresowany winami- znalazł się kierowca na następny dzień :)

Na 'couchserfingu' kiedy wystawiłam ogłoszenie o planowanej podróży odezwał się do mnie Andrew. Zaoferował nocleg u siebie w Barossa Valley. Nie brałam tego na samym początku pod uwagę a później zmieniłam zdanie. Bardzo dobrze, jak się okazało :)
Andrew, niczego sobie Australijczyk z polskimi korzeniami, nie dość, że nam zapewnił nocleg na jedną noc, to jeszcze podpowiedział, co zobaczyć, pokazał nam jak się zbiera winogrona - okazało, że się, produkuje własne wina "Atze" :)


Później degustacja win w winiarniach :
- Seppeltsfield (ja i Sara zdecydowałyśmy się na wycieczkę
po winiarni- poznanie historii i sposobu wyrabiani win; byliśmy
 też w ich piwnicach gdzie trzymają 100letnie beczki z porto),
 polecam odwiedzić tą winiarnię :)
- Whistler
- Kalleske
- Langmeil
- Peter Lehman - bardzo dobre wina:)

Dzięki jakieś ogólnej wiedzy na temat win i
'profesjonalnym' słownictwie zostaliśmy
potraktowani poważnie a nie jak osoby które szukają wina za darmo. Poszerzyliśmy na pewno naszą widzę na temat wina :) tego jak się go produkuje, jakie są rodzaje itd.
Nowym hitem: niestety my nie miałyśmy okazji spróbować było wino 'organiczne' pomarańczowe - wysprzedane.





Około 250km od Sydney jest inne winna dolina- Hunter Valley- bardzo chętnie się wybiorę :)


















Następnego dnia jeszcze jedna winnica i Adelaide.
Po drodze lokalna atrakcja : 'whispering wall'. Zapora gdzie stając na jednym krańcu, szeptając- 140m dalej, na drugim krańcu -słychać Cię bez problemu :)

O Adelaide słyszeliśmy różne opinie- my spędziliśmy tam raptem pół dnia- 2 dni to max, które byśmy tam ewentualnie spędzili. Studenckie miasto; zabudowa różna- stare, charakterystyczne budynki, przeplatane z biurowcami; przemieszczaliśmy się bezpłatnym busem i tak objechaliśmy całe Adelaide.
Spaliśmy w Port Adelide- przed wyjazdem spacerek po okolicy i w drogę ku wybrzeżu.
5dni zatrzymaliśmy się w Port MacDonnell, czuć było jesień w powietrzu. Ja i Raphael wstaliśmy na piękny wschód słońca. Pogoda nas już nie rozpieszczała- z rana było około 15st.;/  trochę mnie 30st.upały rozpieściły :)





 Później tego samego dnia byliśmy w jaskinie księżnej Margaret (Princess Margaret Rose Cave).

wybrzeże i okolice Cape Nelson
I oczywiście Great Ocean Road z '12 Apostołami'.  Pierwsza nazwa 'Dwunastu Apostołów brzmiała Maciora i świnki (ang. The sow and piglets), ale uznano, że nie jest ona wystarczająco majestatyczna; 2009 roku zawaliła się kolejna kolumna, pozostawiając siedem stojących kolumn'.

My i pozostałości '12 Apostołów'
Johanna Beach
W ostatni dzień- kiedy mieliśmy jeszcze auto byliśmy w  'Great Otway' parku narodowym.
 



Podczas naszego wyjazdu widzieliśmy różną zwierzynę:
kangury, strusie emu, żółwia, papugi i misie koala. Czy też 'niemisie', bo torbacze - które są takie słodkie :)
Obecnie objęte ochroną prawie w całej Australii. Choć to szkodniki i lokalnie ludzie nie cieszą się ich obecnością. Koala żywią się liśćmi eukaliptusa i zazwyczaj zjadają 'całe' drzewo które później umiera;/
z jednej strony są pod ochroną a z innej kilka lat temu mieli z nimi problem, bo było ich tak dużo, że nie wiedzieli co robić.
Ludzie zakładają plastikowe obręcze, które uniemożliwiają koalą wspinanie się na drzewa.
Niemisie jednak potrafią skakać do 2m.
Nie tylko ja podzielam zdanie, że są takie słodkie o_O ;)
Poniżej ogólny zarys-mapka miejsc w które planowaliśmy się wybrać-około 2200km przejechane- ja główny kierowca 3/4 trasy przejechałam:) na opis Melbourne zostawiam sobie nowy post.